Dzisiaj parę słów o biedronkowej wersji szczotki Tangle Teezer.Mam ją już długo, stosowałam po różnych kosmetykach do włosów, więc najwyższa pora się wypowiedzieć bardziej wiarygodnie Od razu zaznaczam, że nie posiadam wersji oryginalnej i póki co nie mam w planach zakupu (ale nigdy nie wiadomo), tak więc nie będę porównywała, jedynie opowiem o swoich odczuciach.
Szczotka wygląda zwyczajnie. Prosta, mieszcząca się w dłoni,plastikowa, leciutka poręczna.
To moje pierwsze odczucia, które nasunęły się przy pierwszym użyciu.
Długie ząbki są elastyczne, ale nie za bardzo. Czyli nie wyginają się przy lekkim dotknięciu włosów.
Jeżeli chodzi o samo użytkowanie, to jestem z niej bardzo zadowolona. Rzeczywiście zauważyłam, że przy czesaniu nią włosów, mniej pozostaje ich na szczotce. Nie wyrywa ich tak jak inne, których używałam. Oczywiście nie jest tak, że nie wypadają wcale, ale różnica jest bardzo długa.
Włosy rozczesuje się nią szybko i gładko. Bezproblemowo radzi sobie z kołtunami, splątaniami i innymi problemami, które rozczesywanie utrudniają.
Jedyne co mi się nie podoba, to to, że szczotka puszy włosy. Nie chodzi o to, że je unosi, czy nadaje im ładnej zdrowej puszystości. Puszy je tak, że wyglądają jakbym przebywała kilkanaście minut na wilgotnym powietrzu. A niestety nie zawsze mam przy sobie jedwab do włosów aby je wygładzić. Stąd ciężko ją stosować w ciągu dnia więcej niż 2 razy. A szkoda.
Natomiast na Waszych włosach może to wyglądać inaczej. Pamiętajcie, że każdy włos jest inny, a to jest tylko moja osobista opinia
Pozdrawiam, życząc miłego dnia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz